Dorota Danielewicz – menadżerka kultury, slawistka, pisarka i dziennikarka

Dorota Danielewicz, portret ok. 1998 r., w Parku Łazienkowskim, Warszawa, Copyright: Renate von Mangold
Portret ok. 1998 r., w Parku Łazienkowskim, Warszawa

Dorota Danielewicz [publikowała także jako Dorota Kerski oraz Dorota Danielewicz-Kerski] urodziła się 30.10.1964 r. w Poznaniu jako pierwsze dziecko Mariana Danielewicza – magistra fizyki, wynalazcy, jednego z pierwszych w Polsce specjalistów od programowania komputerów – oraz Małgorzaty Danielewicz, absolwentki Akademii Rolniczej. Jej siostra Emanuela przyszła na świat w 1971 r. 

Rodzina mieszkała w Poznaniu w dzielnicy Jeżyce, sporą część wczesnego dzieciństwa Dorota spędzała także u dziadków w Rawiczu i Nowym Tomyślu.

Już w wieku 9 lat odkryła zamiłowanie do języków obcych. Dzięki wujowi, który był profesorem filologii klasycznej na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu trafiła do eksperymentalnej grupy prowadzonej przez pedagogów uniwersyteckich. Dużą motywacją do nauki była dla niej perspektywa odwiedzin rodziny w Anglii. Jej pierwsza podróż zagranicę – wyjazd w wieku 10 lat na wakacje z Akademią Rolniczą – wiodła jednak na Rugię w NRD. Jak często później w jej dorosłym życiu, prędko zaprzyjaźniła się tam z rówieśniczkami, bliźniaczkami Diggi i Daggi, których ojciec pracował w Akademii Rolniczej w Halle. Dziewczynki przez kilka lat korespondowały ze sobą. 

W dzieciństwie Dorota była molem książkowym. Sporo też rysowała. Od zawsze pisała, także poezję. Lubiła bawić się w odgrywanie scen przy pomocy kukiełek, samodzielnie szytych. „Miałam dużo wolności”, stwierdza w rozmowie z „Porta Polonica”. „Dużo czasu spędzałam na zewnątrz z rówieśnikami, na przysłowiowym trzepaku. Gry podwórkowe, zespołowe, dużo wyliczanek”, wspomina.

Na szkołę średnią wybrała poznańskie Liceum Ogolnokształcące im. Jana Paderewskiego o profilu matematyczno-fizycznym z poszerzonym angielskim. Była dobrą uczennicą, sporo w tamtym czasie pisała, brała udział w konkursach recytatorskich. Została wytypowana do udziału w młodzieżowym programie telewizyjnym, który miał ruszyć jesienią 1981 r.

 

Wyjazd na stałe do Niemiec
 

Dorota Danielewicz wyemigrowała, a raczej razem z siostrą została przez rodziców przywieziona do Niemiec Zachodnich w wieku 16 lat. Podróż pociągiem relacji Poznań-Berlin do nowego życia odbyła się 3.07.1981 r.

Kilka miesięcy wcześniej ojciec Doroty założył w swoim zakładzie pracy w Poznaniu oddział niezależnych, wolnych związków zawodowych „Solidarność”. Już wcześniej nie układało mu się z władzami w PRL, próbującymi go inwigilować. Jako inżynier z ramienia firmy współpracował z renomowanym „Sartoriusem” z Getyngi. Raz w roku jeździł do Niemiec Zachodnich na fachowe szkolenia. Niemieccy koledzy doceniając jego kompetencje oferowali u siebie miejsce pracy, jeśli zdecydowałby się wyemigrować. Kiedy doszły słuchy, że Marianowi Danielewiczowi grozi internowanie, rodzice Doroty podjęli decyzję o emigracji. Ojciec jak zwykle wczesnym latem wyjechał na szkolenie do Niemiec, korzystając z wizy służbowej. Po trzech tygodniach dołączyła do niego żona z obiema córkami. Otrzymały paszport na odwiedziny u byłych sąsiadów, którzy wyjechali do Berlina kilka tygodni wcześniej. Dorota z siostrą były przekonane, że jadą do Berlina na kilka wakacyjnych tygodni. Jakże była zdziwiona, kiedy okazało się, że z dworca w Berlinie jadą do obozu dla przesiedleńców przy Marienfelder Allee! Czekał tam na nie ojciec, który niebawem podejmie pracę w znanej mu od lat firmie „Sartorius”. Będzie tam zatrudniony aż do emerytury.

Na miejscu Dorota jest przerażona. Znalazła się w obozie – w gwarnym budynku pełnym pokoi z piętrowymi łóżkami. „Rok wcześniej byłam w Anglii. Nie miałam żadnej relacji do Niemiec”, stwierdza w rozmowie z „Porta Polonica”. „Czułam się jak na obcej planecie, uprowadzona. Miałam chyba depresję. Rodzice sami podjęli decyzję, niczego nie tłumaczyli. Powtarzali ‘Będzie ci tutaj lepiej’ i koniec”, wspomina.

Początki w Niemczech dla 16-latki to ogromna tęsknota za rówieśnikami w Poznaniu, także za swym pierwszym chłopakiem. W obozie przy Marienfelder Allee rodzina spędza dwa miesiące. Stąd Danielewiczowie przeprowadzają się do pensjonatu dla przesiedleńców i jeszcze jesienią 1981 r. znajdują mieszkanie w dzielnicy Schöneberg.

 

W labiryntach szkolnej integracji
 

W Berlinie Dorota zostaje posłana na kurs językowy dla dzieci przesiedleńców w wieku 13–18 lat. Szybko się uczy, więc po 3 miesiącach przenosi się do grupy dzieci, które miały niemiecki w Polsce. Pół roku później zostaje wdrożona do klasy niemieckiej, do 10 klasy. Po zakończeniu roku szkolnego Dorota postanawia szukać dla siebie nowej szkoły. Znajduje gimnazjum, do którego jedzie przez Berlin aż godzinę, ale prędko zauważa, że w szkole istnieje twardy podział na dzieci z Polski i dzieci niemieckie. A ona bardzo chce się integrować. Czuje się w tej szkole po prostu źle. Znowu rozgląda się za nową placówką. Wybiera dla siebie szkołę prywatną, gdzie czesne wynosi 300 marek miesięcznie. I tu także czuje się nieswojo. Jej szkolni koledzy i koleżanki to zamożna młodzież, której nauka raczej nie była w głowie. A ona tak bardzo chce się uczyć, jest zdeterminowana. Pewnego razu ma napisać wypracowanie o tekście Kurta Tucholskiego. Nie potrafi sformułować myśli, jednocześnie zdaje sobie sprawę, że przecież utwór doskonale zrozumiała. Rozczarowana rzuca nielubianą szkołę i sprzedaje lody. Teraz wybawieniem staje się kolejna zmiana szkoły. Trafia do berlińskiego gimnazjum Anna Freud-Oberschule, placówki przygotowującej do matury młodzież w klasach 11–13. Dorota wybiera dodatkowo poszerzone zajęcia z psychologii. Uczy się z nią zbieranina niedopasowanych młodych osób z dobrych gimnazjów. Indywidualiści, podobnie jak wielu ich nauczycieli o poglądach lewicowych. W pamięci pozostał jej świetny nauczyciel niemieckiego i psycholożka. Pedagodzy, którzy wpajali im krytyczne podejście do świata. Tu pisanie samodzielnych wypracowań nie będzie już problemem. Prędko nabywa teraz poczucia, że jest u siebie – i w szkole, w Berlinie. Wiele czerpie ze znajomości ze swym niemieckim chłopakiem. W salonie jego domu odbywają się koncerty kameralne, rodzice zabierają ich na wydarzenia kulturalne, podsuwają lektury. Dorota cieszy się też zwykłym młodzieżowym życiem. Maturę zdaje w 1985 r. Pełen wyzwań czas wrastania w nowe miasto i środowisko Danielewicz po latach opisze w książce „Berlin. Przewodnik po duszy miasta”[1].

 

[1]   „Lato w mieście, czyli obóz dla uchodźców”, w: Dorota Danielewicz: Berlin. Przewodnik po duszy miasta, Warszawa 2013, s. 21 i dalsze. 

Mediateka
  • Dorota Danielewicz-Kerski

    2022 r.
  • W sali posiedzeń Zgromadzenia Ogólnego ONZ

    Za mównicą, Nowy Jork 1988 r.
  • Wystawa „Dekolonizacja” w gmachu Organizacji Narodów Zjednoczonych

    Nowy Jork, 1988 r.
  • W Domu, 1988 r.

    Broadway, róg 97th Street, Nowy Jork
  • U Jerzego Giedroycia

    Maisons-Laffitte pod Paryżem, 1991 r.
  • Evangelische Akademie zu Berlin, 5.10.1995 r.

    Dorota Danielewicz-Kerski, Leszek Szaruga, Lidia Herling-Croce, Gustaw Herling-Grudziński, Ludwig Mehlhorn (dyrektor Akademii), Agnieszka Grzybkowska i Basil Kerski
  • Wraz z Hanną Krall

    W Nadrenii Północnej-Westfalii, 1996/1997 r.
  • Dorota Danielewicz w studiu Funkhaus Europa

    RBB Berlin, 1999 r.
  • DAAD Berliner Künstlerprogramm

    Denis Scheck, Ryszard Kapuściński, Dorota (Danielewicz-)Kerski w Haus der Kulturen der Welt, Berlin 1999 r.
  • Z Czesławem Miłoszem

    Dorota Danielewicz-Kerski, Czesław Miłosz, n.n., Michael Krüger / LCB (Literarisches Colloquium Berlin), maj 2000 r.
  • W galerii DAAD nad Café Einstein, Berlin 2002 r.

    Henryk Bereska, n.n., Dorota Danielewicz-Kerski, n.n., Olga Tokarczuk, Lila Karbowska, n.n.
  • Na okładce z synem

    „Wysokie Obcasy” (dodatek do „Gazety Wyborczej”), Nr 7 (1073) z 15.02.2020 r.
  • Wraz z Brygidą Helbig

    Cykl „Lesen, was die Nachbarn schreiben” („Czytać, co piszą sąsiedzi”) w Humboldt Bibliothek, Berlin-Tegel 2023 r.