Śmierć polskiego żołnierza Wehrmachtu w Rosji: Bernhard Switon (1923-1942)

Bernhard Świtoń w mundurze, kopia, 2019, oryginał w zbiorach prywatnych Doroty Cierni.
Bernhard Świtoń w mundurze, kopia, 2019, oryginał w zbiorach prywatnych Doroty Cierni.

W 2019 roku krewna Świtonia z Polski zwróciła się do centrum dokumentacji Porta Polonica z prośbą o pomoc w poszukiwaniach genealogicznych. W jej posiadaniu znajdowała się historyczna fotografia z 1942 roku, przedstawiająca Bernharda Świtonia – młodego mężczyznę polskiego pochodzenia z Recklinghausen, w mundurze Wehrmachtu, na kilka miesięcy przed jego śmiercią. Jest to zdjęcie, które wówczas matka Bernharda przesłała do rodziny w Polsce. Teraz, 77 lat po jego śmierci i po tym, kiedy Świtoniowie w pewnym momencie stracili ze sobą kontakt ze względu na dzielącą ich granicę, krewna z Polski postanowiła dowiedzieć się więcej o Bernhardzie i jego rodzinie. I właśnie od tego zdjęcia zaczęły się jej poszukiwania.

Doświadczenia II wojny światowej stanowią dziś traumatyczne dziedzictwo niezliczonych rodzin różnych narodowości. Ale co konkretnie wiemy o indywidualnych losach Polaków z Zagłębia Ruhry, tak zwanych „Ruhrpolen“, w czasie II wojny światowej? Jak to się stało, że Polacy służyli w niemieckim Wehrmachcie i walczyli na froncie wschodnim? I jak ta część historii jest zakotwiczona w zbiorowej pamięci wspomnianych krajów?

Ogólny kontekst historyczny
 

W 1795 roku, po trzech kolejnych rozbiorach dokonanych przez sąsiednie mocarstwa: Prusy, Austrię i Rosję, samodzielne państwo polskie całkowicie zniknęło z mapy Europy, aż do końca I wojny światowej. Na każdym z byłych polskich terytoriów zaborcy na swój sposób traktowali polską ludność, która tam pozostała. Polityczna strategia Prus polegała na jej germanizacji. Polki i Polacy mieszkający w Prusach posiadali obywatelstwo pruskie i w niemieckiej literaturze przedmiotu są określani jako „rodzimi Polacy“ (Inlandspolen), natomiast ci, którzy mieszkali w pozostałych zaborach – jako „zagraniczni Polacy“ (Auslandspolen).[1] „Rodzimi Polacy“ musieli uczyć się w szkole języka niemieckiego, poza tym obowiązywał ich zakaz zarówno pielęgnowania własnej, polskiej kultury, jak i utrzymywania kontaktów z Polakami z innych terytoriów. Konsekwencją tej przymusowej asymilacji był fakt, że polscy imigranci zarobkowi, którzy przybywali do Niemiec w późniejszych latach, już znali język niemiecki. Mimo to, w ich życiu prywatnym i rodzinnym dominował przeważnie język polski, co w dużej mierze wpłynęło na kształtowanie ich polskiej tożsamości narodowej.

Przełom XIX i XX w. w Cesarstwie Niemieckim to czas, w którym rozwój przemysłu nabrał tempa. Szybko rosnące zapotrzebowanie na siłę roboczą przyciągało wielu robotników z odległych regionów do miast przemysłowych Zagłębia Ruhry, gdzie znajdowali pracę w górnictwie, hutnictwie, budownictwie i w produkcji wyrobów ceglarskich. W tej sytuacji także „rodzimi Polacy“ stali się atrakcyjni dla dynamicznie rozwijającego się rynku pracy, więc aby umożliwić im migrację zarobkową do zachodnich prowincji Rzeszy, wprowadzono przepisy reprezentujące interesy gospodarcze przemysłu. W ten sposób umożliwiono „spolonizowanie“ Zagłębia Ruhry i powstanie grupy „Ruhrpolen“. Jednocześnie jednak kwestie praw imigrantów były regulowane do tego stopnia, że polska kultura i język nie mogły się rozprzestrzeniać.[2] Szacuje się, że w latach od 1870 r. do 1920 r. do okręgu przemysłowego nad Renem i Ruhrą wywędrowało ponad pół miliona polskich czy też polskojęzycznych mieszkańców wiejskich obszarów wschodnich prowincji pruskich.[3] Ówczesny brak struktur społecznych dla imigrantów przyczynił się do tego, że polscy imigranci szybko zaczęli na własną rękę tworzyć własne stowarzyszenia mające na celu pielęgnowanie tradycji, zachowanie języka i niesienie wsparcia.[4] Jednak w latach 20. i 30. XX w. liczba członków stowarzyszeń gwałtownie spadła, a niektóre musiano z braku członków nawet rozwiązać.

Po zakończeniu I wojny światowej i w okresie Wielkiego Kryzysu liczna rzesza polskich imigrantek i imigrantów opuściła Niemcy z powodów osobistych, narodowościowych lub ekonomicznych. Wielu byłych jeńców wojennych, robotników przymusowych i zesłańców powróciło do odbudowanego państwa polskiego, inni zostali pozyskani przez francuskich pracodawców i wyemigrowali do północnej Francji.[5] Stosunkowo nieliczna grupa Polek i Polaków pozostała w Niemczech. Ostatecznie przejęcie władzy przez narodowych socjalistów wywołało „nastrój potencjalnego pogromu“[6] wobec mniejszości narodowych, do których należeli także Polacy z Zagłębia Ruhry. Odtąd przyznane im wcześniej obywatelstwo pruskie nie gwarantowało korzystania z praw politycznych porównywalnych z prawami, jakie przysługiwały ograniczonemu kręgowi niemieckich obywateli Rzeszy.[7]

Dochodziło do aresztowań, zwolnień z pracy, nakazów rozwiązania stowarzyszeń jako organizacji antypaństwowych i konfiskaty ich majątku a także do dyskryminacji członków różnych mniejszości w instytucjach oraz coraz ostrzejszej cenzury prasy. Punktem kulminacyjnym tych działań było rozwiązanie wszystkich polskich organizacji siedem dni po wybuchu wojny w 1939 roku oraz aresztowanie prezesów i czołowych działaczy i ich deportowanie do obozów koncentracyjnych.[8] Zdecydowana większość tych Polaków z Zagłębia Ruhry, którzy nie za bardzo zwracali na siebie uwagę, została na ogół oszczędzona, choćby dlatego, że potrzebowano rąk do pracy – głównie w górnictwie. Jednak im także trudno było uniknąć codziennej rasistowskiej dyskryminacji w różnych obszarach życia społecznego. Od 1939 roku polityka narodowosocjalistyczna dostrzegała w górnikach polskiego pochodzenia jeszcze inny problem – ich ewentualne powiązania z polskimi robotnikami przymusowymi, gdyż „podczas faszystowskiej okupacji Polski [...] od 3 do 4 milionów [polskojęzycznych] osób“[9] zostało zesłanych na roboty w III Rzeszy. Z tego powodu działania Polaków z Zagłębia Ruhry były bardzo dokładnie obserwowane oraz coraz bardziej ograniczane. Dzieciom polskich imigrantów nie wolno było uczęszczać na lekcje języka polskiego, za to musiały wstępować do nazistowskich organizacji, których zadaniem było dbanie o „prawidłowe“ wychowanie młodych ludzi.

Młodzi Polacy, nie mogąc uchylać się od obowiązkowej służby wojskowej, byli wcielani do wojska. Nie wiadomo jednak, w jakich warunkach Polacy z Zagłębia Ruhry i przedstawiciele innych mniejszości narodowych pełnili służbę w szeregach Wehrmachtu. Christoph Rass w 2003 roku zwrócił na to uwagę, pisząc „[...] żołnierze w strukturach społecznych w Wehrmachcie nadal pozostają białą plamą w działalności naukowo-badawczej“[10]. Podobną, a nawet jeszcze bardziej dobitną ocenę można znaleźć u Ryszarda Kaczmarka, który stwierdza: „Stan badań na temat losów żołnierzy Wehrmachtu, a w szczególności Polaków służących w armii niemieckiej podczas drugiej wojny światowej, trudno uznać za zadowalający. To ostatnie zagadnienie nie znajduje prawie żadnego odzwierciedlenia w niemieckiej historiografii, chociaż badania na temat udziału obywateli innych krajów w służbie wojskowej po stronie Rzeszy Niemieckiej, [...] mają bardzo długą skomplikowaną tradycję.“[11]

W swojej książce „Polacy w Wehrmachcie“ Kaczmarek podejmuje kwestię przymusowego „zniemczania“ i powoływania do Wehrmachtu Polaków z terenów wcielonych [do Rzeszy - przyp. tłum] w 1939 roku, podając, że Polacy byli traktowani jako „obywatele i żołnierze drugiej kategorii“[12] i pomijając szczegółowe omówienie sytuacji Polaków z Zagłębia Ruhry.

 

[1] Boldt, Thea D., Die stille Integration. Identitätskonstruktionen von polnischen Migranten in Deutschland, [seria] „Biographie- und Lebensweltforschung“, tom 11, Frankfurt am Main 2012, s. 24.

[2] Tamże., s. 25 i nast.

[3] Skrabania, David, „Ruhrpolen“ - Polacy z Zagłębia Ruhry, na stronie: https://www.porta-polonica.de/pl/atlas-miejsc-pami%C4%99ci/ruhrpolen-polacy-z-zaglebia-ruhry?page=8%20-%20body-top

[4] Tamże.

[5] Trevisiol, Oliver, Die Einbürgerungspraxis im Deutschen Reich 1871-1945, rozprawa doktorska, Uniwersytet w Konstancji, Konstanz 2004, s. 29.

[6] Kleßmann, Christoph, Zur rechtlichen und sozialen Lage der Polen im Ruhrgebiet im Dritten Reich, [w:] Archiv für Sozialgeschichte, tom XVII, 1977, s. 179.

[7] Trevisiol, Oliver, s. 75.

[8] Kleßmann, Christoph, s. 187 i nast.

[9] Dzikowska, Elżbieta Katarzyna, Polnische Migranten in Deutschland, deutsche Minderheit in Polen – zwischen den Sprachen und Kulturen, [w:] Germanica, 38, 2006. Dostęp w Internecie: https://doi.org/10.4000/germanica.422

[10] Rass, Christoph, „Menschenmaterial“: Deutsche Soldaten an der Ostfront Innenansichten einer Infanteriedivision 1939 - 1945, Paderborn i in. 2003, s. 16 i nast.

[11] Kaczmarek, Ryszard, Polacy w Wehrmachcie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010, s. 18 i nast.

[12] Tamże, s. 92 i nast.

Rodzina Świtoniów
 

Część rodzinnej historii udało się odtworzyć w trakcie badań genealogicznych opartych na opowieściach wujka Bernharda Świtonia – Franciszka, zapamiętanych przez jego wnuczkę. Jednak ustne przekazy, które pozostały w pamięci narratora lub słuchacza, mogą z różnych względów wydawać się mgliste, na dodatek są to historie, które zostały przekazane kilkadziesiąt lat temu, dlatego też pozostało jeszcze kilka niejasności: np. co do konkretnej liczby dzieci, imion i nazwisk niektórych żon i mężów oraz dokładnych dat. Oprócz konkretnych danych zaczerpniętych z dokumentów przechowywanych w Archiwum Miejskim w Recklinghausen udało się jednak ustalić pewne, poniższe fakty:

Józefa [w niemieckich dokumentach: Jozefa] Olek przybyła w 1910 roku do Zagłębia Ruhry wraz z czteroma braćmi – Antonim, Franciszkiem, Idzim i Stanisławem. Dwa lata później wyszła za mąż za Andrzeja Sosnowskiego, który podobnie jak ona pochodził z Bobrownik nad Prosną, małej miejscowości między Wrocławiem i Łodzią. Nie wiadomo, kiedy i dlaczego doszło do rozstania, ale Andrzej opuścił żonę i wrócił do Polski. Z akt meldunkowych i ksiąg stanu cywilnego znajdujących się w zbiorach Archiwum w Recklinghausen wynika, że Józefa wyszła ponownie za mąż 4 grudnia 1915 roku i wraz z nowo założoną rodziną pozostała w Recklinghausen. Jej drugim mężem był Antoni Świtoń [niem. Anton Switon] – robotnik koksowni w Recklinghausen, który też pochodził z małej wsi, oddalonej zaledwie kilka kilometrów od miejsca urodzenia Józefy. Polskie nazwiska świadków podane w akcie ślubu świadczą o tym, że małżonkowie obracali się raczej we własnym kręgu kulturowym. Przy okazji zawarcia małżeństwa do aktu wpisano także córkę Józefy, Antonję (ur. 29.12.1914 r.), która według opowiadań wujka Franciszka pochodziła z jej pierwszego małżeństwa. Niestety, poza jej wizerunkiem na jednym z późniejszych zdjęć, na którym widać ją z mężem, nic więcej o niej nie wiadomo.

Według akt meldunkowych pierwszy syn Józefy i Antoniego urodził się 5 marca 1916 roku i miał na imię Anton. Osiem lat później, 17 lipca 1923 roku, przyszedł na świat Bernhard Świtoń. Z opowiadań wspomnianego wujka wynika, że małżeństwo miało jeszcze trzeciego syna, Adalberta [pol. Wojciech], po którym nie pozostał jednak żaden ślad, poza zdjęciem z napisem na odwrocie „Adalbert in unserem Garten“ (Wojciech w naszym ogrodzie). Niewykluczone, że tę osobę łączył inny stosunek pokrewieństwa z rodziną Świtoniów jednak tego nie udało się potwierdzić ani w Recklinghausen, ani w Schwelm (miejscowości z pieczątki studia fotograficznego na rewersie]. Antoni Świtoń zmarł w Liege (Belgia) 10 lutego 1924 roku, zaledwie kilka miesięcy po narodzinach Bernharda, o czym świadczy adnotacja na akcie ślubu. Wprawdzie nie wiadomo, dlaczego przebywał w Belgii bez żony i dzieci, ale możliwe, że ze względu na trudną sytuację ekonomiczną stracił pracę i szukał nowego zatrudnienia za granicą, aby móc zapewnić byt rodzinie. W tym samym 1924 roku wyemigrowali do Francji także bracia Józefy – Franciszek, Idzi i Stanisław; młodszy brat Antoni zmarł już w 1917 roku. Nie wiadomo, jaka była rzeczywista sytuacja finansowa rodziny Świtoniów po śmierci ojca. Jednak przedstawiciele „[...] klasy robotniczej [w nadreńsko-westfalskim okręgu przemysłowym] jak też niższej klasy średniej borykali się z ciągłymi trudnościami materialnymi, przede wszystkim z zagrożeniem wynikającym z utraty miejsc pracy przez rodziców. Nieustanna presja społeczna, która towarzyszyła rodzinom robotniczym głównie w pierwszej połowie lat 20. XIX w. i w czasie Wielkiego Kryzysu, w okresie lepszej koniunktury od 1925 do 1929 roku zmalała dla nich tylko nieznacznie.“[13]

Matka Józefa pozostała wdową i do końca życia mieszkała w Recklinghausen. Na akcie zgonu Józefy znajdują się również głównie polskie nazwiska świadków, co znaczy, że w jej otoczeniu, przypuszczalnie przez cały czas, przeważali głównie polscy znajomi i sąsiedzi.

Według karty meldunkowej pozbawiona ojca rodzina mieszkała przy ulicy Dortmunder Straße w Recklinghausen. Stąd też zostali powołani do służby wojskowej w Wehrmachcie obaj synowie – starszy syn Antoni w 1938 roku w wieku 22 lat oraz w 1942 roku 19-letni Bernhard. Zanim jednak Antoni został przyjęty do Wehrmachtu, przeszedł – w przeciwieństwie do Bernharda - typowy w tym czasie proces przygotowania wojskowego polegający na kilkumiesięcznej pracy w RAD[14] i dopiero po tym trafił na wojnę. Antoni wprawdzie przeżył II wojnę światową, ale zmarł wkrótce po niej.

 

[13] Rass, Christoph, s. 117 i nast.

[14] RAD to skrót od nazwy narodowosocjalistycznej organizacji Reichsarbeitsdienst (Służba Pracy Rzeszy) – „obowiązek pracy“ dla młodych mężczyzn (od 1936 r. także kobiet) w wieku 18-25 lat, którzy wykonywali ją społecznie, otrzymując za nią niskie wynagrodzenie. Obowiązek został wprowadzony w celu przezwyciężenia trudności ekonomicznych w kraju oraz jako instrument wychowawczy dla młodych ludzi.

Przypadek Bernharda Świtonia w pamięci historycznej o II wojnie światowej
 

Bernhard Świtoń został powołany do Wehrmachtu 16 czerwca 1942 roku, czyli w samym środku wojny, a ponieważ zginął zaledwie kilka miesięcy później, należy założyć, że niemalże od razu – tylko po błyskawicznym szkoleniu – trafił na front. Wcześniej mieszkał u matki. Prawdopodobnie uczęszczał jeszcze do szkoły, gdyż nie udało się odnaleźć jakichkolwiek informacji o jego zatrudnieniu. Nie wiadomo też, na jakich warunkach dostał się do Wehrmachtu i jak był traktowany w jego szeregach.

W przypadku poległych żołnierzy niemieckich groby wojenne są z reguły udokumentowane i można ich szukać za pośrednictwem organizacji o nazwie Volksbund Deutsche Kriegsgräberfürsorge (Niemiecki Związek Ludowy Opieki nad Grobami Wojennymi). Organizacja rozpoczęła swoje działania tuż po zakończeniu I wojny światowej, a jej działania w zakresie opieki nad miejscami spoczynku żołnierzy niemieckich poległych w obu wojnach światowych są finansowane z datków składanych przez rodziny ofiar oraz z dotacji państwowych. W ramach wymiany z organizacjami partnerskimi z innych krajów Volksbund organizuje międzynarodowe obozy młodzieżowe i prace ekshumacyjne pod hasłem „Verständigung-Versöhung-Frieden“[15] (Porozumienie-Pojednanie-Pokój). Ponadto pomaga również krewnym w odnalezieniu grobów ich bliskich i urządza wizyty w tych miejscach. Po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1991 roku Niemcy i Rosja podpisały układ w sprawie opieki nad grobami wojennymi (Kriegsgräberabkommen), który umożliwił ewidencjonowanie i pielęgnację grobów z I i II wojny światowej. Niemieckie cmentarze wojenne w Rosji oraz radzieckie cmentarze i pomniki wojenne w Niemczech są finansowane przez stronę niemiecką. Dla Borysa Jelcyna, ówczesnego prezydenta Federacji Rosyjskiej, był to zapewne dodatkowy argument, by wyrazić zgodę na zatwierdzenie bilateralnej umowy międzyrządowej w sprawie opieki nad grobami wojennymi, ponieważ po rozpadzie Związku Radzieckiego Rosja nie dysponowała środkami finansowymi pozwalającymi na zachowanie grobów i miejsc pamięci na terytorium Niemiec.[16] Od tego czasu w Rosji powstało kilka cmentarzy wojennych niemieckich żołnierzy. Obie strony porozumiały się także w sprawie kontynuowania dalszej współpracy.

Kontakt ze stowarzyszeniem Volksbund pozwolił na potwierdzenie przypuszczenia, że Bernhard Świtoń zginął na froncie wschodnim. Według informacji archiwalnych[17] przybył on do Związku Radzieckiego jako żołnierz 49. pułku piechoty; tam też poległ 29 listopada 1942 roku i został pochowany w lesie położonym trzy kilometry na południowy wschód od miejscowości Maloje Opcziwalowo, dziś nieistniejącej osady w odległości ok. 80 km od Nowogrodu Wielkiego. Wskazanie aktualnej lokalizacji miejsca jego pochówku nie jest jednak możliwe, ponieważ podczas prowadzonych w tych okolicach prac ekshumacyjnych, które są jedyną metodą identyfikacji szczątków poległych żołnierzy, nie znaleziono żadnego znaku tożsamości, który pozwoliłby zidentyfikować Bernharda Świtonia.

Z informacji uzyskanych od Volksbundu w listopadzie 2020 roku wynika, że w rejonie Nowogrodu odnaleziono i zidentyfikowano szczątki tylko 63 osób spośród 869 zgłoszonych nazwisk poległych żołnierzy. Zmarłych żołnierzy identyfikowano na podstawie tzw. nieśmiertelników – identyfikatorów, które każdy niemiecki żołnierz nosił przy sobie. W przypadku śmierci żołnierza jego nieśmiertelnik przełamywano na dwie części, przy czym jedną część pozostawiano przy zwłokach, a drugą wysyłano do centrali w Berlinie w celu ewidencji, podając informację o tym, gdzie pochowano zmarłego. Jeśli zmarli nie są odnajdywani z identyfikatorami, to często dlatego, że jednoznaczne ustalenie miejsc ich pochówku jest niemożliwe lub miejsca te są niedostępne albo że nieśmiertelniki zostały odnalezione i skradzione przez „hieny cmentarne“, czyli mówiąc inaczej, przez handlarzy militariów Wehrmachtu na czarnym rynku.

Żołnierzy, których szczątki odnaleziono w okolicach Nowogrodu Wielkiego, pochowano na cmentarzu wojennym żołnierzy niemieckich (Pankowka) w Nowogrodzie, który powstał w 1996 roku na terenie byłego cmentarza 1. Dywizji Polowej Luftwaffe w południowej części Nowogrodu. W przypadku Świtonia nie wiadomo, czy został ekshumowany, czy bezimiennie przeniesiony na cmentarz w Nowogrodzie, ponieważ jego nieśmiertelnik do dziś nie został odnaleziony. Pewne jest jedynie to, że stowarzyszenie Volksbund Deutsche Kriegsgräberfürsorge e. V. odnotowało jego nazwisko, podobnie jak nazwiska setek innych poległych żołnierzy, w księdze pamięci cmentarza wojennego w Nowogrodzie.

 

[15] Siegl, Elfie, Versöhnung über Gräbern: Deutsche Kriegsgräberfürsorge in Russland, [w:] Osteuropa, tom 58, nr 6: Geschichtspolitik und Gegenerinnerung. Krieg, Gewalt und Trauma im Osten Europas, czerwiec 2008, s. 309.

[16] Por.: tamże, s. 309 i nast.

[17] Dane o poległych żołnierzach udostępnione Niemieckiemu Związkowi Ludowemu Opieki nad Grobami Wojennymi przez Bundesarchiv, Abteilung PA (Niemieckie Archiwum Federalne, Dział Zasobów Osobowych), w Berlinie.

Wśród Rosjan zdania na temat cmentarzy wojennych żołnierzy niemieckich są wciąż podzielone. Z jednej strony ludzie cieszą się, gdy znalezione w pobliżu ich miejsc zamieszkania[18] szczątki niemieckich żołnierzy są przenoszone na cmentarze, bo właśnie to zdaje się im być najlepszym rozwiązaniem zgodnie z chrześcijańskim obyczajem „sensownego pogrzebu“. Z drugiej strony, wielu Rosjanom wydaje się dziwne, że „podżegacze“ wojenni dostępują „zaszczytu“ pochowania ich na cmentarzu w kraju, który zaatakowali. Takie myślenie ma związek z tym, iż upamiętnianie żołnierzy w Rosji jest generalnie równoznaczne z uhonorowaniem zmarłych jako zwycięzców. To z kolei wynika z faktu, że przez dziesiątki lat systematycznie idealizowano zwycięską Wojnę Ojczyźnianą[19] i oddawano hołd żołnierzom traktowanym jako bohaterów. Jednocześnie „rosyjsko-sowiecka interpretacja historyczna Wielkiej Wojny Ojczyźnianej była od samego początku hybrydowa i zróżnicowana, aczkolwiek także opierała się na centralnym rozróżnieniu między zwycięzcami i pokonanymi“[20], nie pozostawiając zbyt wiele miejsca na zaklasyfikowanie ich do różnych grup ofiar i sprawców. Od lat 60. XX w. „heroizacja pamięci o wojnie“[21] odgrywa coraz większą rolę w życiu publicznym Związku Radzieckiego i Rosji. Do dziś pamięć o wydarzeniach II wojny światowej to jeden z najważniejszych składników kultury rosyjskiej, a rocznice tych wydarzeń obchodzi się przez kilka dni. „Święta upamiętniające zwycięstwo w II wojnie światowej nadal mają w Rosji duże znaczenie [...] 71,5 procent Rosjan uważa je za ważne, dlatego są uznawane za bardziej znaczące niż np. święta Bożego Narodzenia [...]“[22]. Znaczenie obchodów jest tak wielkie, że uroczysta parada z okazji 75. rocznicy zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej nie została odwołana nawet z powodu pandemii koronawirusa w 2020 roku, a jedynie przesunięta z 9 maja 2020 roku na 24 czerwca 2020 roku.[23]

Patrząc z tej perspektywy, negocjacje w sprawie miejsc pamięci w Rosji są raczej trudne. Potwierdzają to artykuły o cmentarzach wojennych w rosyjskich gazetach online, opatrzone tytułami „Groby odnalezione w piwnicach“ (czasopismo Dnovec, 2018) czy „Były żołnierz Wehrmacht, 95-letni Hugo Bosse, przybył w okolice Nowogrodu“ (53 Novosti, 2018), oraz zawierające obiektywne lub pozytywne treści dotyczące prac na cmentarzach wojennych, ale też artykuły z nagłówkami takimi jak: „Ciało Rosji pokrywane wrzodami faszystowskich pomników“ (RVS, 2015) oraz „Niemiecki Związek Ludowy Opieki nad Grobami Wojennymi przygotowuje pod Wołgogradem pompatyczną uroczystość ekshumacji zwłok“ (SM News, 2019). Volksbund odrzuca zarzuty, jakoby chodziło mu o ceremonię w hołdzie niemieckich żołnierzy:

„Cmentarze wojenne nie są miejscem oddawania hołdu zmarłym, lecz miejscem ich ostatniego spoczynku.“[24]

Aby uniknąć wrażenia, że czci się pojedynczych żołnierzy niemieckich, Volksbund nie umieszcza na cmentarzach indywidualnych nagrobków, lecz tablice pamiątkowe z nazwiskami poległych i kilka krzyży z napisami. Na uwagę zasługuje również fakt, że na cmentarzu wojennym żołnierzy niemieckich w Nowogrodzie znajdują się również tablice pamiątkowe upamiętniające żołnierzy hiszpańskich i flamandzkich, ale nie wspomina się o polskich żołnierzach. Wynika to z faktu, że Polacy ze Wschodu, którzy zostali wcieleni do Wehrmachtu, trafiali głównie na front zachodni, a Polacy na Zachodzie figurowali w archiwach wojskowych jako obywatele niemieccy. Jest jednak całkiem możliwe, że wielu Polaków z Zagłębia Ruhry trafiło na front wschodni, gdyż na liście stowarzyszenia Volksbund z nazwiskami osób spoczywających na cmentarzu w Nowogrodzie znajduje się wiele polskich nazwisk. Z dostępnych dokumentów nie jest możliwe naświetlenie indywidualnych losów żołnierzy Wehrmachtu na terytorium Związku Radzieckiego. Przede wszystkim wśród tych, których wcielono pod przymusem do Wehrmachtu, można sobie wyobrazić wielu dezerterów. Niewykluczone, że taką postawę przyjął także Bernhard Świtoń, choć podczas kwerendy nie znaleziono żadnych konkretnych informacji ani o jego nastawieniu do reżimu nazistowskiego, ani o tym, co robił na froncie wschodnim. Brak również informacji o przyczynie jego śmierci.

Kwestia różnych aktorów II wojny światowej w powiązaniu z kwestią winy jest również w Polsce postrzegana krytycznie. I tak, informacja o dziadku Donalda Tuska służącym w Wehrmachcie[25] szybko trafiła na pierwsze strony polskich gazet, natomiast książka Kaczmarka „Polacy w Wehrmachcie“ wywołała spory skandal, ponieważ według jej autora:

„(...) [istniała] niska świadomość faktu, że etniczny Niemiec mógłby być również Polakiem w znaczeniu etniczno-kulturowym, który został przyjęty pod przymusem [...] do niemieckiej wspólnoty narodowej (Volksgemeinschaft) [...]. Prawdziwym szokiem było uświadomienie sobie, że etniczni Polacy [...] służyli w Wehrmachcie nie tylko w odosobnionych przypadkach, ale masowo, tym bardziej, że w Polsce nie było wątpliwości, że Wehrmacht współuczestniczył w zbrodniach wojennych.“[26]

 

[18] Szczątki poległych żołnierzy spoczywają do dziś w miejscach, w których ich zwłoki zostały prowizorycznie pochowane podczas wojny, a z czasem powstawały tam domy, ulice i parki.

[19] Termin „Wielka Wojna Ojczyźniania“ oznacza w Rosji walki Związku Radzieckiego przeciwko nazistowskim Niemcom w latach 1941-1945.

[20] Langenohl, Andreas, Staatsbesuche. Internationalisierte Erinnerung an Den Zweiten Weltkrieg in Rußland und Deutschland, [w:] Osteuropa, tom 55, nr 4-6, 2005, s. 85. Dostęp w Internecie: http://www.jstor.org/stable/44932726

[21] Jahn, Peter, 22 Juni 1941: Kriegserinnerung in Deutschland und Russland (30.11.2011 r.). Dostęp w Internecie: http://www.bpb.de/apuz/59643/22-juni-1941-kriegserinnerung-in-deutschland-und-russland?p=all

[22] Rüschendorf, Raphael Felix, Stalingrad im kollektiven Gedächtnis der Wolgograder Bevölkerung. Wie sich der Generationenwechsel auf die Erinnerung auswirkt (02.02.2017 r.). Dostęp w Internecie: https://erinnerung.hypotheses.org/1067

[23] Pierwsza zwycięska parada po II wojnie światowej w Moskwie odbyła się 24.06.1945 r.

[24] Siegl, Elfie, s. 310.

[25] Dopiero po kampanii prezydenckiej w 2005 r. okazało się, że dziadek Donalda Tuska w latach 1939-1942 przebywał w obozach pracy przymusowej i w obozach koncentracyjnych, zanim w 1943 roku został zwolniony [z obozu], po czym wcielony do Wehrmachtu, skąd ostatecznie udało mu się dostać do Polskich Sił Zbrojnych (PSZ). Por.: Kaczmarek, Ryszard, s. 16 i nast. (w  wydaniu niemieckim)

[26] Kaczmarek, Ryszard, s. 18 (w wydaniu niemieckim).

Podsumowanie
 

Dla Bernharda Świtonia, podobnie jak dla wielu innych żołnierzy z poboru, udział w II wojnie światowej był losem, od którego w tamtych czasach nie można było uciec. Wielu młodych ludzi z Zagłębia Ruhry posiadających wprawdzie niemieckie obywatelstwo, ale będących etnicznymi Polakami, znalazło się zapewne w bardzo ambiwalentnej sytuacji: z jednej strony z dużym prawdopodobieństwem byli wychowywani zarówno zgodnie z ideologią Trzeciej Rzeszy, jak i w polskich domach, gdzie pielęgnowano polskie tradycje, kulturę i język; z drugiej strony zostali nagle powołani na wojnę, w której przyszło im maszerować także przez okupowaną Polskę. Obowiązkowi powołania do służby wojskowej podlegali wszyscy, którzy posiadali obywatelstwo niemieckie. Ci, którzy go nie posiadali, byli w tym celu na siłę naturalizowani – i to nie były wyjątki. Jednocześnie obecność osób polskiego pochodzenia w szeregach Wehrmachtu była sprzeczna z rasową ideologią narodowego socjalizmu, stąd też niewykluczone, że mogli spotykać się z dyskryminacją. Jeśli chodzi o Polaków z Zagłębia Ruhry, to nie ma jednak na to wystarczających dowodów.

Bernhard Świtoń był jednym z nich i jako bardzo młody człowiek – niemalże jeszcze dziecko – został w 1942 roku, bez szerszego przygotowania wojskowego, wysłany na front wschodni, gdzie wkrótce potem poległ. Nie wiadomo, czy jako że był wychowany w odpowiedniej ideologii, zgłosił się na wojnę na ochotnika, czy został do tego zmuszony, jak to często bywało w przypadku obywateli polskich w Polsce po 1939 roku. Pewne jest natomiast, że jego historia nie jest odosobnionym przypadkiem, wprost przeciwnie – jest reprezentatywna dla wielu młodych mężczyzn polskiego pochodzenia z Zagłębia Ruhry, którzy znaleźli się w Wehrmachcie i na froncie wschodnim, a których biografie nie doczekały się jeszcze obszernego opracowania. Ogólnie rzecz biorąc, stan badań nad historią osób polskiego pochodzenia z Zagłębia Ruhry w Wehrmachcie wydaje się być nadal mocno ograniczony. Co więcej, kraje sąsiednie tworzą odmienne wersje pamięci zbiorowej w tej kwestii, co w efekcie może prowadzić nawet do konfliktów. Jedno jest pewne: nazwisko Bernharda Świtonia zawsze będzie związane z miejscem, do którego on sam nigdy nie należał.

 

Kathrin Lind, grudzień 2020 r.

 

 

Szczególne podziękowania dla fotografa Dmitry Grigoryeva za udostępnienie zdjęć cmentarza wojennego niemieckich żołnierzy w Nowogrodzie Wielkim.

Особую благодарность выражаем фотографу Дмитрию Григорьеву за предоставленные фотографии Немецкого военного кладбища (Новгород Великий).

Literatura:
 

Boldt, Thea D., Die stille Integration. Identitätskonstruktionen von polnischen Migranten in Deutschland, [seria] „Biographie- und Lebensweltforschung“, tom 11, Frankfurt am Main 2012.

Dzikowska, Elżbieta Katarzyna, Polnische Migranten in Deutschland, deutsche Minderheit in Polen – zwischen den Sprachen und Kulturen, [w:] Germanica, 38, 2006, s. 11-24. Dostęp w Internecie: https://doi.org/10.4000/germanica.422

Jahn, Peter, 22 Juni 1941: Kriegserinnerung in Deutschland und Russland (30.11.2011 r.). Dostęp w Internecie: http://www.bpb.de/apuz/59643/22-juni-1941-kriegserinnerung-in-deutschland-und-russland?p=all

Kaczmarek, Ryszard, Polacy w Wehrmachcie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010 (wydanie niemieckie: Polen in der Wehrmacht, tłum. Andreas R. Hofmann, [seria] „Schriften des Bundesinstituts für Kultur und Geschichte der Deutschen im östlichen Europa“, tom 65, München 2017).

Kleßmann, Christoph, Zur rechtlichen und sozialen Lage der Polen im Ruhrgebiet im Dritten Reich, [w:] Archiv für Sozialgeschichte, tom XVII, 1977, s. 175-194.

Langenohl, Andreas, Staatsbesuche: Internationalisierte Erinnerung an den Zweiten Weltkrieg in Rußland und Deutschland, [w:] Osteuropa, tom 55, nr 4-6, 2005, s. 74-86. Dostęp w Internecie: http://www.jstor.org/stable/44932726

Rass, Christoph, „Menschenmaterial“: Deutsche Soldaten an der Ostfront. Innenansichten einer Infanteriedivision 1939-1945, Paderborn [i inne] 2003.

Rüschendorf, Raphael Felix, Stalingrad im kollektiven Gedächtnis der Wolgograder Bevölkerung. Wie sich der Generationenwechsel auf die Erinnerung auswirkt (02.02.2017). Dostęp w Internecie: https://erinnerung.hypotheses.org/1067

Siegl, Elfie, Versöhnung über Gräbern: Deutsche Kriegsgräberfürsorge in Russland, [w:] Osteuropa, tom 58, nr 6: Geschichtspolitik und Gegenerinnerung. Krieg, Gewalt und Trauma im Osten Europas, czerwiec 2008, s. 307-316.

Skrabania, David, „Ruhrpolen“ - Polacy z Zagłębia Ruhry. Dostęp w Internecie: https://www.porta-polonica.de/pl/atlas-miejsc-pami%C4%99ci/ruhrpolen-polacy-z-zaglebia-ruhry?page=8%20-%20body-top (dostęp: 14.12.2020).

Trevisiol, Oliver, Die Einbürgerungspraxis im Deutschen Reich 1871-1945, rozprawa doktorska, 2004. Repozytorium Uniwersytetu w Konstancji (Universität Konstanz), szukaj w zasobie: Geschichte und Soziologie na stronie: http://d-nb.info/974206237/34

Mediateka