Menu toggle
Navigation

Małżeństwo kolekcjonerów, Joanna i Mariusz Bednarscy, opowiada o polskiej sztuce plakatu

Małżeństwo kolekcjonerów, Joanna i Mariusz Bednarscy, w berlińskiej Pigasus Polish Poster Gallery, wrzesień 2015 roku.

Mediathek Sorted

Mediateka
  • Leszek Zebrowski - Plakat 2001
  • Wiesław Grzegorczyk - Plakat Nov. 2003
  • Wiesław Wałkuski - Plakat Dez. 2003
  • Monika Starowicz - Plakat April 2005
  • Mirosław Adamczyk - Plakat Jan. 2009
  • Bolesław Polnar - Plakat Nov. 2009
  • Ryszard Kaja - Plakat Feb. 2010
  • Wiesław Rosocha - Plakat Sep. 2010
  • Mieczysław Górowski - Plakat Jan. 2011
  • Mieczysław Wasilewski - Plakat März 2011
  • J. Górska / J. Skakun - Plakat Dez. 2011
  • Sebastian Kubica - Plakat März 2012
  • Marian Nowiński - Plakat Dez. 2013
  • Kaja Renkas - Plakat Nov. 2014
  • Małgorzata Gurowska - Plakat April 2015
  • Leszek Zebrowski - Plakat Sep. 2015
  • Pigasus-Gallery - Hörspiel von "COSMO Radio po polsku" auf Deutsch - In Zusammenarbeit mit "COSMO Radio po polsku" präsentieren wir Hörspiele zu ausgewählten Themen unseres Portals.

    Pigasus-Gallery - Hörspiel von "COSMO Radio po polsku" auf Deutsch

    In Zusammenarbeit mit "COSMO Radio po polsku" präsentieren wir Hörspiele zu ausgewählten Themen unseres Portals.
Małżeństwo kolekcjonerów, Joanna i Mariusz Bednarscy, w berlińskiej Pigasus Polish Poster Gallery, wrzesień 2015 roku.
Małżeństwo kolekcjonerów, Joanna i Mariusz Bednarscy, w berlińskiej Pigasus Polish Poster Gallery, wrzesień 2015 roku.

Podczas mojej ostatniej wizyty w Państwa galerii, wspomnieli Państwo o swojej kolekcji polskiego plakatu. Kiedy zaczęliście kolekcjonować?

M: Tak naprawdę zaczęliśmy to robić nieświadomie. Polska początku lat osiemdziesiątych, miałem wtedy około 16 lat, była dość ponura, więc plakaty były właściwie jedynymi barwnymi akcentami widocznymi na ulicach. Poza tym były za darmo. Wtedy prawie każdy nastolatek w Polsce miał plakaty w swoim pokoju. W tamtym czasie nie byliśmy jeszcze prawdziwymi kolekcjonerami. Raz w miesiącu jeździłem ze Szczecina do Warszawy, aby pójść do teatru i galerii, i za każdym razem wracałem z Warszawy z plakatami. Kina posiadały całą masę plakatów. Te podróże nie były łatwe, gdyż przejazd pociągiem ze Szczecina do Warszawy trwał wówczas prawie dwanaście godzin.

Ile różnych tytułów liczy dzisiaj Państwa kolekcja?

J: Trudno powiedzieć, mniej więcej od sześciu do siedmiu tysięcy. Aktualnie zajmuję się katalogowaniem naszego zbioru. Na naszej stronie internetowej wstawiliśmy tylko część z nich.

Plakaty prosto z drukarni są bardzo wrażliwe. Jak przechowują Państwo swoją kolekcję?

J: Zazwyczaj w metalowych szafach z szufladami, w których plakaty są przechowywane na płasko i które czasami kupujemy również używane. Niektóre z nich mogliśmy przejąć od Polskiego Instytutu Kultury. Część plakatów, które posiadamy w wielu egzemplarzach, przechowujemy także w tubach, bowiem na każdą wystawę w naszym sklepie produkujemy jeden plakat zlecany danemu artyście. To przecież logiczne w przypadku galerii plakatu, że na każdą wystawę pragnie ona mieć również dobry plakat. Plakaty offsetowe powstają w nakładzie 250 egzemplarzy, którymi dzielimy się z artystami. Nakład plakatów drukowanych sitodrukiem wynosi 60 egzemplarzy.

Czy w swojej kolekcji mają Państwo jakieś ulubione prace i szczególnie rzadkie plakaty?

M: Ależ oczywiście, mamy swoje ulubione i posiadamy także szczególnie rzadkie prace. Nie chodzi tu o ich ilość, lecz o plakaty konkretnych artystów. Moim ulubionym jest na przykład Jan Lenica, który pracował także w Berlinie, poza tym Henryk Tomaszewski, któremu w ubiegłym roku w Warszawie została poświęcona wspaniała retrospektywa. Zachęta Narodowa Galeria Sztuki w Warszawie pokazała praktycznie całą jego twórczość. Dopiero ta wystawa sprawiła, że zacząłem rozumieć Tomaszewskiego. Jest on bardzo minimalistyczny.

Zbieraliście zatem od lat osiemdziesiątych, ale w którym momencie Państwa zbiór przekształcił się w profesjonalną kolekcję?

M: Niewątpliwie z nadejściem Internetu. Dowiedzieliśmy się, odkąd pod koniec lat dziewięćdziesiątych zostaliśmy podłączeni do Internetu, że plakaty stanowią nie tylko obiekt kolekcjonowania, ale są również przedmiotem handlu. Poza tym poznaliśmy pewnego zbieracza z Poznania, który co weekend przyjeżdżał do Berlina, aby na pchlim targu przy ulicy Straße des 17. Juni sprzedawać plakaty ze swojej kolekcji. Przez Internet poznaliśmy także innych kolekcjonerów, i tak właśnie rozpoczęła się intensywna wymiana między zbieraczami. Do dziś wymieniamy się z pół tuzinem kolekcjonerów, w większości mieszkającymi w Polsce. Intensywnie współpracujemy z Cracow Poster Gallery Krzysztofa Dydo. J: Są także właściciele mniejszych zbiorów, którzy czasami posiadają jakieś dublety. W Berlinie jest ich dwóch, kilku jest także w innych niemieckich miastach. Tak więc, tych, z którymi utrzymujemy intensywne kontakty, jest może jednak z dziesięciu.

Mają Państwo zatem największą kolekcję?

M: Nie, taką ma przypuszczalnie Szwajcar René Wanner, który też ma własną stronę internetową i którego spotyka się na wielu wystawach w całej Europie.

Kiedy przyjechali Państwo do Niemiec i czym trudniliście się zawodowo?

M: Przyjechałem do Berlina w roku 1988 jako student. W Polsce studiowałem polonistykę. Tu, w Niemczech, musiałem najpierw nadrobić tutejszą maturę, po czym studiowałem na kierunku Studia nad Europą Wschodnią na Wolnym Uniwersytecie Berlińskim. Następnie pracowałem w Polskiej Radzie Społecznej jako opiekun polskich emigrantów i jako osoba odpowiedzialna za imprezy kulturalne. J: Ja przyjechałam do Berlina latem 1989 roku; wtedy znaliśmy się już od dawna. Gdybyśmy wcześniej się pobrali, Mariusz nie mógłby wyjechać do Niemiec. W tym czasie nikt nie wiedział, że już niebawem dojdzie do otwarcia granicy. M: Już po roku mogłem znowu pojechać do Polski. Po półtora roku wzięliśmy w Polsce ślub i od razu po nim wróciliśmy do Niemiec. J: Ja wtedy jeszcze studiowałam w Polsce. Jestem magistrem matematyki. Te studia nie dawały mi jednak szansy na pracę naukową w Niemczech. Pracowałam więc jako nauczycielka. M: Pierwszą galerię pod nazwą "Sklep" założyliśmy na przełomie lat 1999/2000 w Schönebergu. Już w Polsce mieliśmy wielu przyjaciół, którzy byli malarzami, grafikami lub artystami rzemieślnikami. W naszej galerii robiliśmy ich wystawy i już wtedy pokazywaliśmy polskie plakaty. Po około dwóch latach udało nam się tanio wynająć lokal przy ulicy Torstraße, w bezpośrednim sąsiedztwie Club der polnischen Versager / Klubu Polskich Nieudaczników, gdzie otworzyliśmy następną galerię. To była pierwsza galeria o nazwie Pigasus. W niej sprzedawaliśmy wyłącznie plakaty i płyty muzyczne CD. J: Mój mąż wiele lat pracował jako DJ, stąd też ten związek z muzyką. M: Tak, jako DJ puszczałem muzykę wschodnioeuropejską w całych Niemczech a także w Holandii. W tym czasie przywoziłem z Polski coraz więcej płyt CD. Dziś mamy prawie osiem tysięcy tytułów, głównie polskich, ale także tysiąc rosyjskich i ukraińskich. W kwietniu 2012 roku, po kolejnej przeprowadzce naszej galerii, ostatecznie wprowadziliśmy się do lokalu przy ulicy Danziger Straße.

Czy sztuka polskiego plakatu jest kosztowną dziedziną kolekcjonerstwa?

M: Ceny są bardzo zróżnicowane. Najdroższe polskie plakaty to plakaty filmowe z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych do znanych filmów. W tym czasie plakaty do popularnych filmów tworzyli tylko najlepsi polscy artyści plakatu. Była też specjalna komisja. Przed każdą premierą filmową organizowano projekcję filmu dla twórców plakatu, którzy następnie opracowywali swoje projekty plakatu do tego filmu. Spośród nich komisja wybierała jeden plakat. Początkowo tylko nieliczni artyści brali udział w tym konkursie. W latach osiemdziesiątych liczba uczestników dochodziła już do stu. J: W Polsce powstawały plakaty do każdego filmu wchodzącego na ekrany. M: Plakaty mogą być bardzo drogie, ich cena może sięgać kilku tysięcy. Prawdopodobnie najdroższym jest plakat Bronisława Zelka do filmu Hitchcocka "Ptaki", który w międzyczasie stał się ikoną grafiki i jest reprodukowany w każdym podręczniku. W latach dziewięćdziesiątych sprzedano go w jednym z londyńskich domów aukcyjnych za ponad 7000 funtów.

Czyli z jednej strony mają Państwo prywatną kolekcję, a z drugiej sprzedają w galerii posiadane dublety oraz płyty CD. Ponadto realizują Państwo również regularne wystawy plakatów. Ile wystaw w ciągu roku jest przez Państwa organizowanych?

J: Staramy się robić jedną wystawę w miesiącu, ale nie zawsze to się udaje. Aktualna wystawa trwa dwa miesiące. Próbujemy realizować osiem do dziesięciu wystaw rocznie. Do tej pory odbyły się tutaj 73 wystawy i do każdej z nich wydaliśmy jeden plakat. Organizujemy także wystawy w innych galeriach, w muzeach i centrach kultury. W ubiegłym roku byliśmy z wystawą siedemdziesięciu plakatów filmowych w Norwegii. W roku 2004 w Deutsches Herzzentrum / Niemieckim Centrum Kardiologii w Berlinie pokazaliśmy wystawę plakatów teatralnych trzech niemieckich i trzech polskich artystów, z której zyski zostały przekazane na finansowanie operacji dzieci z wadami serca. M: W naszej galerii pokazujemy zarówno wystawy pracy z naszej kolekcji, jak i wystawy indywidualne współczesnych artystów, na których pokazujemy oczywiście również plakaty, których jeszcze nie mamy w naszym zbiorze. 

Lista artystów plakatu na Państwa stronie obejmuje ponad sto nazwisk, pod każdym z nich znajdują się zdjęcia ich prac, pod niektórymi ich liczba jest podobnie wysoka. W przypadku samego Henryka Tomaszewskiego pokazujecie Państwo 123 plakaty. Czy na tej liście znaleźli się już wszyscy artyści i czy dążą Państwo do zaprezentowania ich w komplecie?

J: Kompletności nigdy nie osiągniemy, gdyż cały czas przybywają nowi artyści. Sam Leszek Żebrowski, którego wystawa aktualnie gości u nas, zaprojektował ponad czterysta plakatów. Plakatów Tomaszewskiego jest od 1500 do 2000. Jest to zadanie na całe życie. Nad stroną internetową trzeba pracować każdego dnia, przygotowywać zdjęcia i tak dalej. To nie jest encyklopedyczny wybór. Na stronie prezentujemy na przykład młodych artystów, którzy zaprojektowali może tylko dwanaście plakatów, podczas gdy takiego renomowanego artysty jak Bronisław Zelek, nie zdążyliśmy jeszcze uwzględnić.

W roku 1948, na Międzynarodowej Wystawie Plakatu w Wiedniu, Henryk Tomaszewski otrzymał pięć z dziewięciu przyznawanych nagród.

M: Tak, to był początek polskiej sztuki plakatu po II Wojnie Światowej, reprezentującej całkowicie nową estetykę.

Które z tych nowych elementów graficznych miały tak przełomowe znaczenie?

J: Własny, indywidualny styl tego artysty był wyraźnie rozpoznawalny. M: To była jedna sprawa. Styl Tomaszewskiego był niepowtarzalny. Do tego dochodziła jego metaforyka. Tematy filmów nie były po prostu transponowane na obraz lecz metaforycznie szyfrowane, abstrahowane. Były to poetyckie, metaforyczne i abstrakcyjne plakaty. Nie odnosiły się bezpośrednio do treści filmu, nie pojawiały się na nich portrety jego odtwórców czy ilustracje scen filmowych, jak na plakatach hollywoodzkich, lecz abstrakcyjne lub ekspresywne znaki graficzne. Język znaków Tomaszewskiego stawał się coraz bardziej oszczędny. Jego ostatnie plakaty zawierały tylko niewiele znaków. Ostatnio miewałem z tym problemy. Nie rozumiałem już jego znaków. Dopiero, gdy na wystawie zobaczyłem całą jego twórczość, jego okładki książek, film o nim, zrozumiałem oddziaływanie jego znaków. Na plakacie filmowym nie musi widnieć portret Lizy Minelli. Również znak graficzny może wzbudzić uwagę i zakodować treść. J: Oczywiście, to nie znaczy, że opinia publiczna również zrozumiała te plakaty. Gdy nowy film wchodził na ekrany, to po jego obejrzeniu jeszcze raz przyglądałam się jego plakatowi. Plakat dodawał filmowi dodatkowego znaczenia. M: Na prowincji tych plakatów z pewnością tak nie rozumiano i nie doceniano. W skali międzynarodowej polska sztuka plakatu stała się popularna już w pierwszym roku po wiedeńskim konkursie. Ukazywały się książki na ten temat, między innymi Jana Lenicy; zagraniczne czasopisma, jak Graphis w Szwajcarii, poświęcały polskiemu plakatowi całe numery.

Czy plakaty filmowe były najważniejszą kategorią polskiej sztuki plakatu?

J: Tak, ale nie tylko. Były również plakaty teatralne i operowe. M: W innych dziedzinach, takich jak reklama czy moda, nie było żadnych plakatów, nie były potrzebne. J: Były wprawdzie plakaty promujące Modę Polską, ale były one przeznaczone na międzynarodowe targi. W socjalistycznej Polsce ogólnie brak było reklamy, tym bardziej reklamy produktów konsumpcyjnych. Plakaty filmowe, te które wybierała komisja, nie powstawały z myślą o reklamie lecz z myślą o sztuce. Artyści plakatów w socjalistycznej Polsce mieli w pewnym sensie większą wolność artystyczną niż w krajach kapitalistycznych, ponieważ nie byli poddani dyktatowi reklamy. Oczywiście, politycznie musieli być ostrożni. Inną ciekawą kategorią plakatu były plakaty cyrkowe. M: Mimo wszystko, presja polityczna była silna. Każdy plakat przechodził cenzurę. W przypadku niektórych plakatów nie wiemy dlaczego w ogóle istnieją, gdyż w kontekście politycznym niektóre z nich są dość krytyczne. Oczywiście istniały także oficjalne plakaty propagandowe. Na każdą rocznicę PRL powstawały plakaty, były plakaty z Leninem i tak dalej. Poszczególni artyści specjalizowali się w tym, inni z kolei nigdy by się czegoś takiego nie podjęli.

Czy były plakaty poświęcone Ruchowi Solidarności?

M: Tak, ale te powstawały spontanicznie i zawierały znany do dziś napis. Jednym z nich jest słynny plakat Tomasza Sarneckiego, który powstał z okazji pierwszych wolnych wyborów. W roku 1989 polski plakat filmowy przestał prawie istnieć. W chwili, gdy wielkie amerykańskie koncerny filmowe, takie jak Warner i Columbia, weszły na rynek, wprowadziły one także swoje własne plakaty. Jednak dla małych dystrybutorów filmowych i dla kin offowych powstają plakaty filmowe także jeszcze dziś, oczywiście w niskich nakładach. W latach osiemdziesiątych ich nakłady sięgały od 6000 do 22.000, dziś sięgają trzystu sztuk. Od roku 1989 brak również plakatów cyrkowych. Dopiero wraz z prywatyzacją nadeszły znowu nowe zadania dla sztuki plakatu. Dziś jest wiele prywatnych teatrów, które są wspierane przez państwo i dla których znowu powstają plakaty. Dzisiejszy problem polega raczej na tym, że prywatne teatry nie mogą pozwolić sobie na wynajem przestrzeni reklamowej w mieście.

W wielu zbiorach muzealnych ważnym ich elementem są plakaty okresu secesji. Czy w Państwa zbiorze też są takie?

M: Nie. Te obiekty są zbyt drogie. To były litografie wydawane w niskich nakładach.

Jak oceniają Państwo najnowszą polską sztukę plakatu?

M: Dziś są w niej dwa nurty: Jeden reprezentują designerzy, którzy nie mają nic wspólnego ze starą szkołą sztuki polskiego plakatu i także nie chcą być nazywani artystami plakatu. Są oni zorientowani międzynarodowo i w swojej pracy korzystają wyłącznie z programów komputerowych. Jest też drugi nurt: Jego przedstawicielami są artyści idący za przykładem tak zwanej Polskiej Szkoły Plakatu, dla których największymi wzorami są Tomaszewski lub Lenica. Nawet jeśli pracują na komputerach, to często studiowali malarstwo. W tym nurcie jeszcze dziś powstają wspaniałe plakaty. J: Plakaty stworzone przez designerów nie posiadają osobistego stylu, nie mają nic indywidualnego. Oczywiście także w nich można odnaleźć dobre rozwiązania i odkryć fascynację przedstawionym tematem. Jednak nie można rozpoznać, kto jest twórcą danego plakatu. Designerzy kierują się wymaganiami swoich zleceniodawców.

 

Literatura przedmiotu:

Krzysztof Dydo / Agnieszka Dydo: PL 21. Polski plakat 21 wieku / The Polish poster of the 21st century, Kraków 2008

Zdzisław Schubert (red.): Plakat musi śpiewać! / The poster must sing!, Muzeum Narodowe w Poznaniu, Poznań 2012

Dorota Folga-Januszewska: Ach! Plakat filmowy w Polsce, wydanie II, Lesko 2015